niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 5

Stałam wpatrzona w mój cel i  nie wiedziałam co powiedzieć. Własnie postępowałam wbrew planu. Nie mogłam pracować w takich miejscach. Mój ojciec miał mi tego zabraniać. Jednak nie byłam przyzwyczajona do ciągłego siedzenia na tyłku, więc zgodziłam się na propozycje mojej współlokatorki.
- Alison? - powtórzył ze swoim lekkim uśmiechem, który już dobrze poznałam w czasie naszej kawy.
- Tak. - potwierdziłam szybko i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Pracuję. - odpowiedziałam trochę głupio, a on jedynie spojrzał na mnie wymownie i zajął miejsce przed ladą. - Więc w czym mogę pomóc. - powiedziałam lekko poddenerwowanym głosem. Wiedziałam, że muszę udawać niedoświadczoną i przestraszoną sprzedawczynię. Nie sprawiało mi to trudności, jak fakt, że źle robię postępując wbrew zaleceniom szefów.
- Latte Macchiato. - oznajmił szybko, a ja zapiałam jego zamówienie na kartce i spojrzałam na niego wyczekująco, gdyż Joe dalej przeglądał kartę z nazwami kaw i innych ofert jakie udostępnia kafejka. Od ciast po różnego rodzaju napoje. Z tego co miałam w notatkach, dobrze wiem, że Jonas jest miłośnikiem różnego rodzaju ciast i słodkich deserów.
- Coś jeszcze? - zapytałam lekko zniecierpliwiona. Musiałam przyznać, że w aktach pisali prawdę. Joe jest naprawdę niezdecydowanym osobnikiem. Najprostszy wybór to dla niego kilka minut zastanawiania się.
- Hmm? - zapytał wybudzony z rozmyśleń i znów zaszczycił mnie jego czekoladowy wzrok.
- Pytałam czy coś jeszcze podać, panie niezdecydowany. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, który on odwzajemnił i położył kartę na ladę. - Więc?
- Nie mam pojęcia, wszystko tu wygląda na takie smakowite. - odrzekł zrezygnowany, spoglądając na wystawę z różnych ciast, babeczek i bułek.- No nic, będę musiał poczekać na brata, może on mi pomoże.
- Brata? - zapytałam zaciekawiona. Jednak bardzo dobrze znałam, także z akt, Nicholasa Jonasa. Był to młodszy brat Joe, jednak to na nim ojciec wypierał większy wpływ. Był ode mnie 2 lata młodszy, a już miał zaplanowane życie. Pan Jonas stwierdził, że młodszy z jego synów będzie dobrym lekarzem.
- Tak, Nick. Ogólnie lubi się spóźniać. - odrzekł spoglądając na zegarek, a po chwili znów w stronę drzwi kafejki.
- Wkurzające? - zapytałam podnosząc wzrok znad kartki z zamówieniami, dalej czekając na to, co on wybierze.
- Jak masz zaplanowany dzień od początku do końca to tak. - powiedział ze zrezygnowaniem i znów zerknął na ladę ze słodkościami. Ujrzałam, że moja współlokatorka wyraźnie mi się przygląda. Zauważyła pewnie dość długi czas oczekiwania na zamówienie. - Wiesz co wezmę wuzetkę. - odpowiedział w końcu, a ja szybko zapisałam zamówienie i posłałam mu firmowy uśmiech.
- Zaraz podam. - powiedziałam i prawie potknęłam się na moich szpilkach, do których jeszcze nie przywykłam, ale nawet w pracy zmuszona byłam je nosić. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, od razu zdjęłam ten wynalazek diabła i zabrałam się za przygotowanie zamówienia dla mojego klienta, a w tym momencie do pomieszczenia weszła szatynka.
- Niezdecydowany klient? - zapytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Ale ciasteczko. - powiedziała i zerknęła przez okno w drzwiach na Jonasa. Tego mi brakowało, by moja współlokatorka uwiodła mój cel.- Ale wiesz, to na ciebie tak jakoś patrzy. Spodobałaś mi się chyba. - oznajmiła mi i zabawnie poruszyła brwiami, a ja parsknęłam śmiechem.
- On ma dziewczynę i jest sławny. Na taką jak ja nie spojrzy. - powiedziałam jej, a ona spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem. Najwidoczniej nie miała pojęcia kto odwiedza ten budynek.
- Sławny? Więc kto to? - zapytała uśmiechając się pod nosem.
- Joe Jonas. - powiedziałam niby znudzonym tonem i położyłam na tacę zamówienie.
- Skądś go kojarzę. Chyba jego piosenka leci w radio. - powiedziała szybko, a ja pokiwałam twierdząco głową. Miała rację, jego piosenka to jeden z hitów radiowych tych wakacji. - Bierz się za niego! - powiedziała szybko, a ja znów się zaśmiałam.
- Niech on tylko mnie zauważy. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z pomieszczenia. Uśmiechnęłam się delikatnie do bruneta i podałam mu jego zamówienie.
- Dziękuje. - powiedział i spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, gdy tylko ten wydał dźwięk. Odczytał najwidoczniej wiadomość i odetchnął spoglądając w stronę drzwi. Wszedł przez nie chłopak. Wyglądał na trochę starszego niż na 17 lat. Raczej na jakieś 19. Jego loki jak na zdjęciach były porozwalane we wszystkie strony, ale dodawało mu to tylko uroku. Był ubrany w podobnym stylu do swojego brata. Jeansy, T-shirt i skórzana kurtka. Tylko jego w przeciwieństwie do jego brata była czarna. Joe miał na sobie brązową. Przyglądałabym się dalej chłopakowi, ale stało się coś, czego się nie spodziewałam. Moja koleżanka wpadła na niego, nie zauważając jak wszedł. Zawartość jej tacy wylądowała na nim, na szczęście była to kawa mrożona i nie oparzyła chłopaka. Jednak musiałam przyznać wyglądało to bardzo zabawnie.
                                                                            ***
Teraz już wiem, czemu wszyscy nazywają mnie "niezdarą". Nie wiedziałam jakim cudem weszłam na tego chłopaka. Wyszedł on tak po prostu przede mną, a ja, jak zwykle musiałam coś zrobić. Patrzyłam na jego reakcję i szybko chwyciłam za jedną z serwetek z pobliskiego stolika i zaczęłam wycierać chłopaka.
- Ej spokojnie to tylko kawa, do tego mrożona. - powiedział i zatrzymał moje ręce.Spojrzałam na niego przestraszona, a jednocześnie zaskoczona jego reakcją. Już miałam kilka takich incydentów, jednak ze starszymi osobami, i zwykle dostawałam niezły opieprz.
- Przeprasza.....przepraszam....nie zauważyłam cię......ja......- mieszałam się w zdaniach, ale chłopak jedynie się zaśmiał.
- Nick wyglądasz jakbyś nie zdążył do łazienki. - powiedział klient Alison. Dopiero teraz zauważyłam, że jest strasznie podobny do mojej ofiary. Najwidoczniej to jakiś jego krewny. Spojrzałam na moją nową koleżankę i ujrzałam, że ją też rozbawiła cała sytuacja z moim incydentem. Ujrzałam, że Nick, jak dobrze pamiętam został pochłonięty rozmową z Joe. Więc szybko uciekłam, nie chcąc być narażona na dalszą rozmowę. Jeszcze po tym jak wylałam kawę na jego kroczę.
- Poczekaj Miley. - usłyszałam za sobą głos Alison. Dalej powstrzymywała śmiech, a ja jedynie zajęłam się wycieraniem mojego fartuszka, który też ubrudził się od rozprysku kawy.
- Co? - zapytałam widocznie zażenowana całą sytuacją i dalej wycierałam materiał.
- Zapierzemy to. Dobrze, że to nie siuśki, bo śmierdziałoby. - powiedziała dalej rozbawiona, a ja spojrzałam na nią spod byka, a po chwili znów w okienko w drzwiach. Naprawdę wyglądało to, tak jakby chłopak popuścił. Musiałam przyznać, miałam niezłego cela.
- Nigdy nie czułam się tak zażenowana czymś! - powiedziałam zakrywając twarz w dłonie i zaczęłam nią kręcić. Nie miałam pojęcia czy dam radę wyjść zaraz i skonfrontować się z nim.
- Każdemu się mogło zdarzyć. - powiedziała, a spojrzałam na nią wymownie.
- Tak, każdemu, ale mi zbyt często się to zdarza. Zawsze coś zrobię! - powiedziałam wręcz płaczliwym tonem, a Alison zaśmiała się cicho pod nosem.
- Ja ich obsłużę, a jak wyjdą zawołam ciebie. - powiedziała, a ja zaczęłam jej w głębi duszy dziękować. Wybawiła mnie, bo naprawdę nie miałam pojęcia czy dam radę wyjść i obsłużyć ich.
- Dziękuje ci Alison. Naprawdę. - odpowiedziałam, a ona jedynie posłała mi lekki uśmiech i nim się obejrzałam opuściła pomieszczenie.
                                                                         ***
Wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam na brunetów, którzy dalej byli rozbawieni sytuacją sprzed kilku minut. Młodszemu ani trochę nie przeszkadzał fakt, że wygląda jakby właśnie spóźnił się do toalety. Łatwo obrócił to w żart.
- W czym mogę służyć? - zapytałam go, przerywając w tym momencie jego konwersację z bratem.
- To co mojemu bratu i czy mogłabyś powiedzieć tamtej dziewczynie, że się nie gniewam? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam twierdząco głową.
- Oczywiście, a ta dziewczyna ma na imię Miley. - powiedziałam szybko i zabrałam się za przyszykowanie zamówienia dla chłopaka.
- Jest ładniejsza niż opowiadałeś. - usłyszałam za plecami. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak zaraz mój uśmiech zszedł z mojej twarzy. Wiedziałam, że to oznacza, że Joe połknął haczyk, a ja zmuszona będę za jakiś czas udawać miłość do niego, a potem go skrzywdzić. Nie pomagało mi to w ogóle biorąc pod uwagę fakt, że naprawdę go polubiłam.

                                                                        ***
Hej. Dodałam rozdział, taki bez weny szczerze mówiąc. Jednak coś we mnie powiedziało mi bym napisała coś tu. I jest :) Na razie to są rozdziały wprowadzające, więc będą one trochę nudne. Zauważyłam, że coraz mniej osób komentuje moje rozdziały. Trochę smutne biorąc pod uwagę fakt, że zostaje w tym tylko dla was, bo powoli czuję, że się wypalam. Mam nadzieję, że wam się rozdział podoba. Licze na komentarze i zapraszam na: http://behind--enemy--lines.blogspot.com/ , http://discover-us.blogspot.com/ i http://explore-our-destiny.blogspot.com/ . I mam pytanie. Jak podoba wam się nowy wygląd? :)

piątek, 25 października 2013

Rozdział 4

Pokazywałam szatynce dom, a w moim sercu dalej była nadzieja, że wynajmie ona ten pokój. Miałam dość tak wielkiego domu. Spędzanie wieczorów samotnie było nudne, a sprawa z Joe nie zapowiadała się szybko rozwiązać. Przecież zanim ja go uwiode minie rok. Jeszcze potem cała sprawa związku. Przeciez to będzie trudne, w każdej chwili mogę popełnić błąd przez który on będzie mógł zerwać.
- Naprawdę nie chcesz w ogóle kasy za wynajem tego? - zapytała zdziwona dziewczyna. Nie mogła uwierzyć, że chcę jedynie za opłaty za rachunki, a za wynajem nic.
- Jestem z bogatej rodziny, kasa mi nie potrzebna. - przy niej również musiałam udawać.....Wiedziałam, że przez to nawet w domu nie będę mogła być sobą. Ale taka była cena tego zadania.
- Ej to ja się nie zastanawiam! Biorę! - odpowiedziała wesoło sztynka znów rozglądając się dookoła.
- Kiedy się wprowadzisz? - zapytałam spoglądając na jej rozwesoloną minę, pewnie spowodowaną tym, że w końcu znalazła swoje gniazdko.
- Mogłabym jutro? - zapytała z wyczuwalną nadzieją w głosie. Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Dalej na twarzy miała ten wesoły uśmiech. Polubiłam ją. Wydawała się bardzo sympatyczna, ale to sprawiało, że coraz bardziej bałam się jak będę się czuła opowiadając jej kłamstwo za kłamstwem.
- Oczywiście, tylko tak około 9 okej? Bo potem mam prace. - oznajmiłam jej, a ona wypuściła powietrze ze świstem.
- Czyli będę musiała wstać o 7......spokojnie laska postaram się. - odrzekła z wielkim uśmiechem. Była bardzo wyluzowana. Ciesząca się życiem. Też chciałam zawsze taka być. Właśnie....chciałam, ale przez wszystkie te zdarzenia nie mogłam.
- To się ciesze. - odrzekłam z uśmiechem.
- Laska mam prośbę, bądź wyluzowana, a nie gadasz ze mną jak z szefem. Będę twoim ziomkiem okej? - zapytała dalej wesołym głosem. Zadziwiała mnie jej postawa coraz bardziej. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że dziewczyna się czegoś nawciągała.
- Emmm okej, przepraszam zwykle jestem nieśmiała przy nowo poznanych osobach. - odpowiedziałam lekko zmieszana i poprawiłam nerwowo swoje niesfornie opadające na twarz kosmyki.
- Kiedyś też taka byłam. - odpowiedziała i usiadła na kanapie. - Siadaj musimy się poznać zanim zamieszkamy razem. - usiadłam posłusznie i spojrzałam na nią.
- Więc co chciałabyś wiedzieć? - zapytałam zakładając nogę na nogę i poprawiając na kolanie moją osuwającą się sukienkę.
- No wiesz podstawowe informacje. To czy jesteś dziewicą np. mnie nie interesuje. - powiedziała uśmiechając się głupkowato.
- Więc jestem Alison. Jestem córką biznesmena z Dallas, moja matka nie żyje, a ojciec ma mnie za swoje oczko w głowie. Ale ja chciałabym się wiesz, usamodzielnić. Zamieszkałam tu i zamierzam dopiąć swego. - powiedziałam tą durną formułkę jaką wyuczyli mnie moi pracodwacy.
- Hmmm może ci pomogę. - powiedziała spoglądając na moje paznokcie, a potem znów na moją twarz. - Pracuje w kafejce niedaleko. Wiesz marne zarobki w porównaniu do zarabiania z wielkich firm, ale jest. Nauczysz się tak pracy i trochę wyluzujesz. - odpowiedziała dalej z dumnym siebie uśmiechem. Nie mogłam jej powiedzieć, że od dawna wiem co to znaczy ciężka praca.
- Jasne co mi szkodzi. - uśmiechnęłam się lekko, ale tetralnie.
- Szykuj się na zwariowane życie Alison. - powiedziała z dalej wyszczerzona.
- A ty? - zapytałam spoglądając na nią wyczekująco.
- Ale co? - zapytała niekumato.
- No o sobie trochę powiedzieć. - wytłumaczyłam szybko.
- Wolę nie, bo jeszcze się mnie przestraszysz. Najważniejsze informacje to takie: Nazywam się Miley i mam bardzo bujne życie. Dużo wybuchów i przygód. - odpowiedziała z głupawym uśmiechem, a ja zaczęłam się jej trochę bać. - Żartuje, po prostu mam za sobą dużo przygód, a reszta życia jest raczej nudna.
- Ważne, że wiem jak masz na imię. - odpowiedziałam wytykając jej język.
- Wow!! Pani formalna umie wytykać język! - powiedziała żartem, a po chwili obie się zaśmiałyśmy. Czułam, że serio się polubimy. Niestety.

                                                                             ***
Weszłam z Miley do dość sporej kafejki w centrum L.A. Byłam lekko poddenerwowana. Musiałam udawać, że nie wiem co to znaczy "pracować", a równocześnie nie zrobić tego w takim stopniu by wyjść na jakąś niedorajdę.
- Spokojnie Ali! To będzie proste! - powiedziała idąc w sytronę drzwi bodajże zaplecza. Był to bardzo jasny lokal, a jasno pomarańczowe ściany sprawiały, że od razu sprawiał wrażenie ciepłego i przytulnego.
- Nie boję się Mils. - powiedziałam wchodząc za nią. Wzięłam do rąk fartuszek i ubrałam. Miałam na nim moje imie...tzn moje fałszywe imie. Alison. Uśmiechnęłam się lekko i poszłam za Miley, która wręcz wyleciała pełna pozytywnych emocji w stronę naszego stanowiska pracy.
- Więc muszę ci wytłumaczyć wszystko. - powiedziała i zaraz zaczęła nawijać o co chodzi w tej pracy, a ja się "wyłączyłam". Dobrze wiedziałam o co chodzi.
- Łapiesz? - zapytała, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Po chwili dziewczyna podeszła do stolika i usiadła przy nim kładąc nogi na stole. - Pierwsi klienci twoi ! na próbe!
- Okej! - odkrzyknęłam i odwróciłam się plecami do lady. Po jakimś czasie usłyszałam otwierające się drzwi. Odwróciłam się i zamarłam.
- Alison? - zapytał brunet.

                                                                    ***
Maj, Czerwiec, Lipiec, Sierpień, Wrzesień, Październik...no sporo nie pisałam, ale nie maiałam do tego głowy, Teraz szczególnie.....3 gimnazjum, dodatkowe kartki z powtórzeniami, ciągłe kartkówki plus 5 konktursów nie ułatwiają mi pisania. Przepraszam, będę starała się pisać jak tylko dam radę. A i ogłaszam nabór. Ponieważ nie dam sobie rady sama, chcę prosić o pomoc. Szukam dziewczyny która byłaby chętna pisac ze mną http://dance--of--love.blogspot.com/
Proszę o pisanie w komentarzach swojego numeru gadu gadu, a resztę opiszę w wiadomościach :)
Do następnego

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 3


Szłam obok Joe i co chwilę zerkałam na niego, a co chwilę na sukienkę od niego. Był strasznie uparty i po kawie oznajmił mi, że musi mi są odkupić, a gdy stawiałam opór zaciągnął mnie do sklepu. Pamiętam  reakcje osób w sklepie. Mogę przysiąść, że były tam jego fanki.
- Ju
ż 20. - oznajmił, a w jego głosie wyczułam, że się lekko zdenerwował.- Ojczulek mnie zabiję. - powiedział z westchnieniem.
- Taki z
ły? - zapytałam, w ciągu tych 3 godzin opowiedział mi trochę o sobie, a ja udawałam, że nic nie wiem. Wszystko co on powiedział ja miałam w moich notatkach.
-(...) Robi
ę to co kocham- skończył swoją wypowiedź Joe, a ja uważnie się mu przyglądałam. Uśmiechał się lekko, a ja odwzajemniałam gest. - Teraz twoja kolej. - oznajmił płacąc na kawę. Był uparty i nie dał mi za siebie zapłacić, a ja nie miałam nic do gadania. 
- Na co? - zapytałam głupio, a on spojrzał na mnie z rozbawieniem. Zabrzmiało to tak jakbym zatraciła się w patrzeniu na jego twarz. Zmieszałam się trochę widząc jego wyraz twarzy i na moich policzkach pojawiały się rumieńce. 
- Opowiedz mi coś o sobie. - oznajmił z tym samym uśmiechem. 
- Aaaaa sorry, ale jestem dziś jakby w nie swoim świecie. - oznajmiłam.
- Pracowity dzień? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową
- Dopiero co się przeprowadziłam, wiesz rozpakowywanie itd. - oznajmiłam, a on pokiwał głową w znak iż rozumie. 
- Jakiś ważny powód przeprowadzki? - zapytał wychodząc razem ze mną z kawiarni. 
- Mój ojciec to biznesmen. Miałam dość tego jego rządzenia i kontrolowania. Teraz chciałam się usamodzielnić. - oznajmiłam. 
- Mówisz nowo poznanemu, że mieszkasz sama. - powiedział w ramach żartu.
- Chyba nie pójdziesz za mną i nie zgwałcisz. - powiedziałam takim samym tonem, a on zmierzył mnie wzrokiem. 
- Nie, raczej nie należę do takich. - powiedział po chwili ciszy. - Wiesz polubiłem cię
- Ja ciebie też. - odrzekłam z uśmiechem....Naprawdę go polubiłam, ale musiałam pamiętać o planie. O tym po co tu jestem. Oraz o tym, że cały czas przed nim kłamię
- Próba kontroli. - powiedział z westchnieniem, a ja zauważyłam, że jakimś cudem doszliśmy do mojego domu.
- Znam ten ból. - sk
łamałam po czym ustałam przy bramie. - Tu mieszkam. - odpowiedziałam na pytające spojrzenie bruneta.- Wejdziesz na herbatę? - zapytałam.
- Przepraszam Alison- zapami
ętał moje imię, jak miło. - Ale nie mogę, mam spotkanie z ojcem, a potem czeka na mnie moja dziewczyna...
- Rozumiem. - powiedzia
łam z uśmiechem. Zdziwił mnie fakt, że ma dziewczynę. Żaden z moich pracodawców nie dał mi takiej informacji. 
- Ale zadzwoni
ę do ciebie na pewno. - oznajmił z uśmiechem. W kawiarni dałam mu swój numer, gdyż o to mnie prosił.
- Okej- odpowiedzia
łam również z uśmiechem. - To do zobaczenia, miłych snów. - powiedziałam i udałam w stronę drzwi mojego domu. Czułam na sobie jego wzrok, a pod nosem miałam lekki uśmiech. Mimo, że wiedziałam, że gdy złapie haczyk będę musiała go zranić

                                                                                       *
**
Trzyma
łam w ręce kubek z ciepłą cieczą i rozglądałam się. Mieszkałam sama w tak wielkim domu. Rozejrzałam się i upijając łyk kawy westchnęłam. Wyjęłam mój telefon i wybrałam numer do moich pracodawców. 
- O Camila miałem do ciebie właśnie dzwonić. - w słuchawce usłyszałam głos Bena.- Jak tam pierwsze spotkanie?
- Dobrze pomijaj
ąc fakt, że Joe ma dziewczynę. - oznajmiłam niby z wyrzutem.
- Wiem,
że ci nie powiedzieliśmy o tym fakcie, ale z tego co wiemy jest to związek z przymusu. Jego ojciec mu ją wybrał. Więc gdy uwiedziesz Joe on zrobi wszystko by jego ojciec zmienił zdanie. - powiedział, a ja upiłam łyk kawy. - Więc? Jak spotkanie.
- Zrobi
łam na nim dobre wrażenie tylko tyle powiem. Dużo mi o sobie powiedział, więc musiałam zdobyć jego zaufanie. Powiedział, że jeszcze zadzwoni. - oznajmiłam. - Mam pytanie. - powiedziałam po chwili nie dając szansy na skomentowanie mojej wypowiedzi. 
- S
łucham. - powiedział, a ja usiadałam na blacie. 
- Czy mog
łabym znaleźć sobie jakąś lokatorkę? - zapytałam z nadzieją, ale po drugiej stronie dało się usłyszeć niezadowolone mruknięcie. - Zrobię wszystko by nie dowiedziała się o naszym planie. Po prostu tu tak pusto, a ten dom jest taki wielki. - powiedziałam proszącym tonem i uśmiechnęłam pod nosem kiedy usłyszałam westchnięcie.
- Dobrze, ale ty b
ędziesz brała odpowiedzialność za to co wyjdzie na jaw przez to. - powiedział, a ja ucieszyłam się jeszcze bardziej.
- Spokojnie nic nie wyjdzie. - odpowiedzia
łam i szybko rozłączyłam. Zeskoczyłam z blatu i podbiegłam do mojego laptopa. Włączyłam urządzenie i szybko weszłam na pewną stronę. Wstawiłam ogłoszenie i uśmiechnęłam lekko. W tym momencie usłyszałam odgłos mojego telefonu. Wzięłam go w dłonie i zobaczyłam znany mi numer.
- Harry! - pisn
ęłam do słuchawki, a po drugiej stronie dało się usłyszeć śmiech mojego brata.- Co u was? - zapytałam i w tym momencie usłyszałam westchnięcie.
- Nie za dobrze Cam. Tata potrzebuj
ę większej ilości leków. - oznajmił, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Wiem dobrze....szukam w
łaśnie dodatkowej pracy. - oznajmiłam. On dobrze wiedział o moim powodzie wyjechania, ale rodzicom nie powiedziałam ani słowa. Nie pozwolili by mi.
- Ju
ż za bardzo się poświęcasz....- oznajmił.
- Harry zrozum jeste
śmy w tym wszyscy. Znajdę dodatkową pracę i tak będę musiała. Mój cel nie lubi zapatrzonych w siebie lasek, a Ben i Derek pomogą mi załatwić dobrze płatną posadę. Wyślę ci pieniądze jak tylko dostanę
- Echh okej nie b
ędę się z tobą kłócił. Jak tam twoje zadanie? - zapytał, a ja spojrzałam na komputer. Niecierpliwiłam się strasznie. Chciałam już mieć kogoś w tym pustym domu. - Poznałam go. Jedyny problem,  ma dziewczynę. - powiedziałam ze zrezygnowaniem.

Siedziałam w salonie i patrzyłam w ekran wielkiej plazmy. W moim rodzinnym domu mieliśmy malutki telewizor. Prawdę mówiąc nie oglądaliśmy go prawie wcale. Jedynie jakieś wiadomości od czasu do czasu. Nie mieliśmy po prostu czasu. Co? Mieliśmy oglądać jakieś telenowele? A w pokoju obok nasi rodzice umierają.
W tym momencie usłyszałam dźwięk mojego telefonu mówiący, że ktoś dzwoni. Wzięłam go do rąk i odebrałam.
- Tak słucham. - powiedziałam do słuchawki. Nie spojrzałam nawet kto dzwoni.
- Dzień dobry tu Miley Cyrus jestem z tego ogłoszenia. - oznajmiła miłym głosem jakaś dziewczyna
- O mieszkanie? - zapytałam by się upewnić.
- Tak. - oznajmiła, a ja aż podskoczyłam z radości.- To jeszcze aktualne? - zapytała, a ja szybko cię ogarnęłam.
-Tak, oczywiście, jesteś pierwszą, która się zgłosiła.- odpowiedziałam, a na twarzy miałam wielki uśmiech, wiedziałam, że to jeszcze nie jest pewne, ale czułam, że zaraz ten dom nie będzie już tak pusty.


                                                                                                  ***
Podeszłam do drzwi pięknego domu i zdziwiłam się, że jego właścicielka chciała tak małą cenę za wynajem w nim pokoju. Ustałam przed drzwiami i zadzwoniłam dzwonkiem. Poprawiłam sukienkę i czekałam aż dziewczyna wyjdzie. Nim się obejrzałam stanęła przede mną dziewczyna o długich i widać, że malowanych na czarno włosach, brązowych oczach i dzięki szpilką wysokiego wzrostu. Wyglądała na dziewczynę z bogatej rodziny. Uśmiechała się do mnie miło i powiedziała
- Cześć jestem C..Alison - powiedziała z lekkim zawahaniem co mnie zdziwiło. Przecież co trudnego w wypowiedzeniu własnego imienia?
- Miley - oznajmiłam z uśmiechem i uścisnęłam dłoń dziewczyny.
- Zapraszam do środka, pokaże ci do. - powiedziała dalej z tym samym uśmiechem, a mnie ucieszył fakt, że jest miła mimo, że lekko tajemnicza.

                                                                                                 ***
Ludzie!! Za tydzień mamy wakacje!! OMG w końcu!! Rozdział napisałam daaaaaaaawno. Ale nie miałam co wstawić i teraz wstawiłam. Wiem, że zapomnieliście o tym blogu..... :( Ale jak ktoś pamięta niech napisze co się spodziewa po następnych rozdziałach :) Albo co sądzi o tym roz i o blogu :) Teraz napiszę na Play i reszcie bo tak! Pojutrze mam już luz :D Zapraszam na mój nowy blog :
http://discover-us.blogspot.com/
Miłych wakacji
Bye :) .

.
                                                           
                                                                   
                                                  

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 2


Przełknęłam głośno ślinę i przeszłam przez obrotowe drzwi galerii. Rozejrzałam się i próbowałam znaleźć Hilary w tłumie ludzi, który jak co dzień przemierzał korytarze galerii. Zatrzymałam wzrok na ławeczce obok wielkiej fontanny. Siedziała na niej dziewczyna, która pasowała do opisu danego mi przez mężczyzn. Odetchnęłam i poprawiając sukienkę poszłam w jej stronę. 
- Hilary Frey? - zapytałam, a blondynka odwróciła się do mnie.
- Tak, a ty pewnie jesteś Camila. - powiedziała wstając i wystawiając do mnie rękę, którą ja z uśmiechem uścisnęłam. Dziewczyna wstała i kiwnęła głową bym szła za nią. - Pamiętasz plan? - zapytała, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Tak. Derek i Ben nie dawali mi spokoju. - oznajmiłam, a ona kiwnęła jedynie głową w znak iż zrozumiała. 
- Usiądziemy w kawiarence bo do ustalonej godziny jeszcze daleko. - powiedziała zerkając na swój złoty zegarek.
- Skąd wy wiecie, że on akurat o tej godzinie tu będzie? - zapytałam zaintrygowana tym jak dokładnie ustalili o której godzinie mój cel przychodzi do galerii.
- Camila Joe to piosenkarz,a także pomaga ojcu w biznesach. Ma napięty grafik. Wszystko ma ustalone co do sekundy. Na przykład to, że codziennie o 17 ma siłownie, a potem idzie z kumplami na piwo do tutejszego baru. To jest życie biznesu, tu masz wszystko zaplanowane. - oznajmiła, a ja natychmiast zamilkłam i ruszyłam dalej za blondynką.
                                                                    ***

- A co takiego on wam zrobił? - zapytałam zajmując miejsce i upijając łyk mojej kawy.
- To nie on. Pewnie Derek i Ben ci nie tłumaczyli. Tu chodzi o interesy z jego ojcem. - oznajmiła i napiła się swojej late macchiato. - Powiedz mi teraz co masz dokładnie mówić i to co wiesz o Joe. - powiedziała patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
- Joe jest synem Toma Jonasa, wpływowego biznesmena. Jest on także piosenkarzem i właśnie z tej strony go znam jako Alison. Jego ojciec chce by był lekarzem, albo przejął po nim firmę, ale on zajmuję się swoją pasją. Nienawidzi dziewczyn zwracające uwagę tylko na swój wygląd, ale na miłe i przyjazne. Dziewczyna musi mieć bogate wewnętrzne, ale także nie być za brzydka. Nienawidzi też dziewczyn przesadnie zazdrosnych, ale on jest taki gdy tylko widzi ukochaną w ramionach innego. Jego ojciec nie zgadza się na związki z biednymi. - wygłosiłam szybko krótką historyjkę o Joe, ale gdy chciałam dalej mówić Hilary mi przerwała.
- Dobra o nim starczy teraz powiedz coś o sobie jakbyś mówiła to teraz właśnie jemu. - oznajmiła, a ja wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- Mam na imię Alison, pochodzę z..- chciałam dalej streszczać moją "historię" ale dziewczyna mi przerwała.
- Pamiętaj, że twoja mama nie żyje. - powiedziała, a ja spojrzałam na nią i westchnęłam.
- Wiem, nie dałaś mi nawet skończyć. Więc moja matka umarła przy narodzinach, a ojciec jest biznesmenem. Zamieszkałam w L.A, a on dalej mieszka w Dallas gdzie zajmuje się biznesem. Mam go dość i dlatego chciałam zacząć niezależnie żyć. - powiedziałam krótko, a ona upiła łyk swojej kawy i spojrzała na mnie wyczekująco.
- A co sądzisz o jego muzyce? - zapytała, a ja zastanowiłam się chwilkę.
- Słyszałam Gotta find you i uważam, że ma to coś, ale nie jestem jedną z jego faneczek. Muzyka spoko, ale nie tak by szaleć za nim jak te faneczki. - odpowiedziałam, a ona lekko się uśmiechnęła i spojrzała na zegarek. Spojrzała na mnie i ująwszy kubek w rękę wypiła resztę kawy.
- Już czas - oznajmiła, a ja poszłam w jej ślady po czym wstałam z krzesła. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam za dziewczyną. Szłyśmy tak przez około 5 minut gdy dostrzegłam grupkę chłopaków. Przyjrzałam się nim i ujrzałam w gronie chłopaków Joe'go. Wszyscy wyglądali na około 20 lat. Z tego co wiem to właśnie po tyle mieli. Spojrzałam na Hilary, która posyłała mi delikatny uśmiech i ruszyła w stronę chłopaków.
- Nie patrz na nich, wszystko ma wyjść jakby to był przypadek. - powiedziała i lekko klepnęła mnie w ramię. Spojrzałam na nią i odetchnęłam.
- Wiesz denerwuję się- oznajmiłam, a ona uśmiechnęła się lekko i spojrzała w stronę grupki.
- Zaraz ich miniemy, udawaj, że się z czegoś śmiejemy. - oznajmiła, a ja jak na zawołanie zaczęłam się śmiać razem z nią. Dziewczyna w pewnym momencie puściła mi oczko co było naszym znakiem. W tym czasie ja lekko poszłam w lewo co przyczyniło się, że zderzyłam się z grupą chłopaków. Poczułam w pewnym momencie jak moja sukienka zaczyna szybko robić się mokra, a ja sama upadłam na podłogę.
- Bardzo cię przepraszam - usłyszałam głos mężczyzny, a jak podniosłam głowę ujrzałam właśnie mój cel. Wystawił do mnie rękę by pomóc mi wstać. Złapałam za nią i wstałam.
- Nic nie szkodzi naprawdę - powiedziałam z lekki uśmiechem. Ujrzałam, że chłopak przygląda się plamie na mojej sukience. - A to nic, spierze się.
- Naprawdę przepraszam - powiedział dalej uważając, że jestem na niego zła.
- A ja jeszcze raz powtarzam, że nic nie szkodzi. - oznajmiłam z tym samym uśmiechem,a chłopak gdy ujrzał ten gest jakby uspokoił się w końcu.
- Może dasz mi jakoś wynagrodzić to. Na przykład dasz zaprosić się na kawę lub pozwolisz odkupić sukienkę? - zapytał, a ja lekko uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- Kawa wydaję się kuszącą propozycją - oznajmiłam z uśmiechem, który chłopak po chwili odwzajemnił.
                                                                       ***
- Ja poproszę cappuccino - powiedziałam do kelnera i zerknęłam w stronę bruneta. Mogłam przyznać. Był przystojny, a "trzydniowy zarost" dodawał mu uroku.
- Ja zwykłą kawę - powiedział po czym spojrzał na mnie. - Serio się nie gniewasz? - zapytał, a ja posłałam mu lekki i uśmiech.
- Przecież to tylko sukienka, wystarczy wyprać. - oznajmiłam z lekki uśmiechem, a w jego oczach widziałam, że widocznie zaimponowałam mu tymi słowami.
- Wiesz - zaczął upijając łyk kawy - wiele dziewczyn na twoim miejscu wydarłoby się na mnie. - oznajmił odstawiając filiżankę z cieczą na miejsce.
- Wiesz, nie należę do tych laluni martwiących się tylko o wygląd, paznokcie i ciuchy. - oznajmiłam przykładając krawędź naczynia do ust i obserwując jego reakcję.
- To dobrze. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest i upiłam łyk napoju. - Już kilka razy miałem kłótnie o takie sytuację.
-  Ups...kiepsko. - oznajmiłam z lekkim rozbawieniem, na co chłopak odpowiedział mi cichym śmiechem.
- Wiesz, że rozmawiamy już chwilę, a ja nawet nie wiem jak masz na imię? - powiedział z widocznym zdziwieniem, a ja lekko się zaśmiałam.
- Jestem Alison - oznajmiłam z lekki uśmiechem i wystawiłam do niego rękę - Alison Morris.
- Joe - uścisnął moją kruchą dłoń - Joe Jonas. - powiedział z uśmiechem, który ja po chwili oznajmiłam.
                                                                         ***
Rozdział jest :) Napisałam go z dość wielkim trudem bo nie miałam chęci. Wszystko spowodowane życiem prywatnym, ale już wszystko jest dobrze. Miałam problemy zdrowotne, ale już jest lepiej. Czuję, jak energia do mnie wraca, a ja sama wracam także z nowym opowiadaniem. Link znajdziecie pod nowym rozdziałem Behind :)
Sya

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 1


Stawiałam stopę za stopą i myślałam czy to dobry pomysł. Przecież nie da się udawać takich rzeczy jak uczucia. Przecież miłość do innej osoby można ujrzeć w oczach. Tak przynajmniej uważała moja babcia.Siadała w swoim fotelu i z uśmiechem na ustach opowiadała nam różne historie. Najczęściej były one o miłości. Samo pojęcie miłości tłumaczyła z zapartym tchem i uśmiechem na ustach. Mówiła, że jak się kogoś kocha to widać to w oczach. Błyszczą one od iskier skaczących po źrenicach kiedy widzisz tą osobę. Serce daję się we znaki, a nogi same się uginają. Na twarz wyskakuję wielki uśmiech. Dotarłam do budynku i weszłam do niego. Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się dookoła. Ruszyłam dalej, stawiałam stopę za stopą, a oczy szukały pokoju do którego miałam się udać. Przełknęłam głośno ślinę widząc odpowiedni pokój. Zacisnęłam ręce w pięści na rękawach i weszłam do pomieszczenia ówcześnie pukając w drzwi.
- Witaj Camila - powiedział mężczyzna z miłym uśmiechem na twarzy. Znałam już jego imię. Był to Ben. Patrzył na mnie z ulgą w oczach. Po chwili ujrzałam Dereka, który zmierzał w naszą stronę z takim samym uśmiechem.
- Cześć - powiedziałam do nich i ruszyłam ku fotelowi, który wskazał przed sekundą Derek. Usadowiłam się na nim i patrzyłam na mężczyzn wyczekująco.
- Więc....po co miałam dziś się tu wstawić? - zapytałam dalej wpatrując się w nich. Ben podszedł do biurka i oparł się o jego blat zakładając ręce na piersi, ale na twarzy dalej miał ten uśmieszek.
- Zgodziłaś się na nasz układ, a my musimy popracować nad twoim wyglądem i wiedzą na temat twojego celu - powiedział, a ja westchnęłam odkładając na fotel moją torbę. Dłonią poprawiłam swoje okulary, które cały czas opadały.
- Ale po co mam zmieniać swój wygląd? - zapytałam, a oni westchnęli patrząc na mnie wymownie.
- Wiesz... twój cel nie jest facetem gustujących w okularnicach - powiedział dalej miłym tonem Derek, ale mnie te słowa trochę zabolały. Nie miałam nic do swojego wyglądu. Wiem, że niektórzy mężczyźni wolą dziewczyny, które ubierają się w sukienki i szpilki. Nie gustują w dziewczyny mojego typu, czyli w tzw. okularnice. Wiedziałam, że szkła kontaktowe są wygodniejsze, ale dalej nie umiałam się do nich przekonać. Tyle słychać o infekcjach z powodu kontaktów.
- Tak wiem - powiedziałam ze zrezygnowaniem. Mężczyzna podszedł do mnie i złapał mnie za włosy. Spojrzałam na niego jak na głupiego i lekko odsunęłam.
- Nad włosami też popracujemy - stwierdził i puścił moje włosy. Poprawiłam je i spojrzałam na mężczyzn. Gdybym nie potrzebowała pieniędzy, nie byłoby mnie tutaj teraz. Mężczyźni wstali i gestem ręki wskazali, że mam iść za nimi. Wzięłam torbę i wyszłam za nimi z pomieszczenia. Szłam krok za nimi i zastanawiałam gdzie mnie prowadzą. Kiedy ustaliśmy moim oczom ukazała się garderoba lub coś podobnego, a obok stojaka z sukienkami stała kobieta wyglądająca na około 27 -29 lat. Miała długie brązowe włosy aż do pasa. Ubrana była w piękną sukienkę do kolan, a na nogach miała szpilki. Uśmiechała się tak samo jak Ben i Derek, ale jak mnie zobaczyła dało się zauważyć na jej twarzy lekki grymas.
- Witaj Camila - powiedziała z uśmiechem, a mnie zadziwiło skąd zna moje imię. Przecież widzimy się pierwszy raz.
- Witaj.... skąd....- chciałam zapytać, ale nie dane mi było gdyż kobieta przerwała mi.
- Derek i Ben dali mi twoje akta - oznajmiła, a ja spojrzałam pytająco na mężczyzn. Widziałam ten uśmiech Dereka kiedy zauważył kobietę. Już czułam, że łączy ich coś nawet nie wiedząc jakie są ich relacje. - Jestem Nina - oznajmiła wystawiając do mnie rękę, którą od razu uścisnęłam z lekkim uśmiechem. - Zajmę się twoim wyglądem. Zmienimy go trochę - oznajmiła z lekkim uśmiechem i pokazała ręką krzesło. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do niego i usiadłam na nim. Spojrzałam na lusterko i pożegnałam z moim doczesnym wyglądem. Otworzyłam oczy, a moim oczom ukazał się mężczyzna wyglądający na około 30 - 40 lat. Od razu wiedziałam, że miał zając się moimi włosami. Trzymał w ręce nożyczki i uśmiechał się lekko, ale kiedy spojrzał na moje włosy jego uśmiech znikł z twarzy.
- Więc Camila to jest Chris, zajmie się on twoimi włosami - oznajmiła mi z uśmiechem Nina, a ja spostrzegłam, że Derek i Ben gdzieś zniknęli. Spojrzałam na odbicie fryzjera i przyjrzałam się mu dokładnie. Wyglądał jak typowy stylista. Mnóstwo żelu na włosach, a na szyi miał szaliczek.
- Więc Camila odpręż się, a ja spowoduję, że zmienisz się w księżniczkę - powiedział nachylając się koło mojego ucha. Przymknęłam oczy nie chcąc widzieć co mężczyzna poczyniał z moimi włosami.

Po jakimś czasie Chris oznajmił, że zakończył pracę nad moimi włosami, która trwała dość długo, a ja cały czas miałam zamknięte oczy bojąc się efektu. Przełknęłam ciężko ślinę i otworzyłam oczy, które bez okularów mało widziały. Chciałam znaleźć swoje okulary, ale głos Niny mnie uprzedził.
- Załóż to - powiedziała i podała mi pudełeczko z czymś jak sądziłam ze szkłami kontaktowymi.
- Nie zgadzam się - powiedziałam, a ona dalej wpychała mi pudełeczko. Westchnęłam i wyjęłam z niego jedną parę szkieł. Jedyny problem był taki, że nie widziałam się w lustrze. Byłam krótkowidzem, a moja wada była bardzo duża i wszystko co znajdowało się dalej niż metr ode mnie było rozmazane.
- Pomożesz? - zapytałam, a ona pomogła założyć mi szkła. Przymknęłam oczy by trafiły one w odpowiednie miejsce i od razu poczułam dyskomfort spowodowany czymś obcym na oku.
- Przyzwyczaisz się - powiedziała Nina widząc zapewne mój grymas po założeniu szkieł. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy. Spojrzałam w lustro i dożyłam szoku. Moje zwykle brązowe włosy wychodzące lekko zza ramiona były teraz długie i czarne. Otworzyłam lekko usta i nie wiedziałam co powiedzieć. Siedziałam tak wpatrując się w swoje odbicie i uznałam, że wyglądam naprawdę przyzwoicie. Przejechałam ręką po końcówkach włosów i uśmiechnęłam lekko. Brak okularów spowodował, że czegoś mi brakuję.
- I jak? - zapytał Chris bojąc się mojej reakcji.
- Podoba mi się - oznajmiłam i w końcu lekko się uśmiechnęłam. Na twarzy mężczyzny pojawił się wielki uśmiech, a z jego ust wydobyło się głośne:
- Jea! wiedziałem, że ci się spodoba - zaśmiałam się równo z Niną i czekałam na dalsze poczynania tej dwójki.
- Teraz zajmiemy się twoim makijażem - oznajmił mi z uśmiechem, a ja westchnęłam zwykle nie nakładałam na siebie potocznie zwanej tapety, ale umiałam się malować. Robiłam to niezbyt często tylko gdy nadarzyła się jakaś okazja, np. wesele lub sylwester. Przymknęłam oczy i oddałam się w ręce Chrisa, który nakładał na mnie makijaż równocześnie mówiąc co robi. Odchylałam głowę i otwierałam oczy oraz zamykałam je na polecenie Chrisa, a po około 15 minutach makijaż był również gotowy. Uśmiechnęłam się lekko spostrzegając, że mężczyzna nie nałożył mi na twarz mocnego makijażu, ale jedynie podkreślił lekko moją urodę jak to sam stwierdził. Po makijażu dwie kobiety wzięły się za manikiur i pedikiur, a gdy skończyły moje paznokcie były czarne z jakimiś wzorkami na niektórych. Nie były one doklejane, ale moje własne.

Spojrzałam wyczekująco na dwójkę kiedy cały makijaż itd. były już gotowe. Nina pociągnęła mnie za rękę w stronę ciuchów i postawiła przed 2 stojakami z dużą ilością ciuchów.
- One należą do ciebie - oznajmiła, a ja zakrztusiłam się własną śliną. Miałam przejść z moich ukochanych dresów na sukienki i tego typu rzeczy. Nie ma mowy.
- Nie! Na pewno nie będę w tym chodziła - powiedziałam szybko zakładając ręce na piersi, a ona spojrzała na mnie srogo. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam je i wzięłam od niej ciuchy, które wybrała na dzisiejszy dzień czyli na moje spotkanie z  moim celem.
- Do czego ja się zniżam - szepnęłam do siebie zdejmując moje luźne jeansy i resztę dzisiejszego ubioru po czym wzięłam za zakładanie kompletu wybranego przez kobietę. Wyszłam z przebieralni i usłyszałam zaskoczone głosy Niny i Chrisa.
- OMG - wydukała Nina widząc ostateczny efekt mojej przemiany. Wyglądałam <tak>.
- Z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia - powiedział zachwycony Chris, a ja uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w stronę drzwi gdzie zobaczyłam Dereka i Bena z takimi samymi wyrazami twarzy jak Nina i Chris jak mnie zobaczyli.
- Wow - wydusili w końcu razem, a ja i Nina zaśmiałyśmy się.

- Więc jak wiesz z pierwszego spotkania opłacamy ci na razie dom, a także masz tu kluczyki do samochodu - podał mi Ben, a ja niepewnie zabrałam je od nich - rzeczy zawieziemy ci do garderoby i pamiętaj. Nazywasz się Alison Moris jesteś córką Johna Morisa, właściciela wielkiej firmy i Anabel Moris, która zmarła przy twoim porodzie. To co lubi twój cel wiesz z notatek, które ci daliśmy - powiedział, a ja pokiwałam głową twierdząco.- Tu masz swój nowy telefon - powiedział podając mi IPhona, a ja spojrzałam na niego pytająco - żebyś miała z nami szybko kontakt - powiedział, a ja pokiwałam głową w znak iż rozumiem. Schowałam go do torby i spojrzałam na nich - masz zapisane tam nasze numery. Pamiętaj by nie wpaść - powiedział patrząc na mnie, a ja pokiwałam twierdząco głową z uśmiechem.
- Twój cel powinien dziś pojawić się w okolicy galerii pamiętasz nasz plan? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową - Więc to wszystko. Trzymamy kciuki i nie stresuj się by go nie spłoszyć. - powiedział i wszyscy odprowadzili mnie do wyjścia. Dziwnie się czułam na wysokim obcasie. Szłam przed siebie z jedną myślą "tylko się nie wyrąbać". Podeszłam do mojego <Mercedesa E350>. Wiedziałam, że koło galerii miałam spotkać się z moją "przyjaciółką" i wykonać dalszą częścią planu. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na moje prawo jazdy. Nie miał on moich prawdziwych danych, a fałszywe tak jak i nowy dowód. Westchnęłam i odpaliłam silnik. Zacisnęłam dłonie na kierownicy i po chwili ruszyłam ku celu. Jechałam i dalej miałam wątpliwości. Włączyłam radio i próbowałam pozbyć się złych myśli.

                                                                    ***
Miałam opisać jeszcze więcej, ale stwierdziłam, że ich spotkanie opiszę w rozdziale 2. Teraz macie metamorfozę Camili. Z brzydkiego kaczątka w łabędzia. Jak myślicie co jest celem Camili?
Do napisania.