piątek, 25 października 2013

Rozdział 4

Pokazywałam szatynce dom, a w moim sercu dalej była nadzieja, że wynajmie ona ten pokój. Miałam dość tak wielkiego domu. Spędzanie wieczorów samotnie było nudne, a sprawa z Joe nie zapowiadała się szybko rozwiązać. Przecież zanim ja go uwiode minie rok. Jeszcze potem cała sprawa związku. Przeciez to będzie trudne, w każdej chwili mogę popełnić błąd przez który on będzie mógł zerwać.
- Naprawdę nie chcesz w ogóle kasy za wynajem tego? - zapytała zdziwona dziewczyna. Nie mogła uwierzyć, że chcę jedynie za opłaty za rachunki, a za wynajem nic.
- Jestem z bogatej rodziny, kasa mi nie potrzebna. - przy niej również musiałam udawać.....Wiedziałam, że przez to nawet w domu nie będę mogła być sobą. Ale taka była cena tego zadania.
- Ej to ja się nie zastanawiam! Biorę! - odpowiedziała wesoło sztynka znów rozglądając się dookoła.
- Kiedy się wprowadzisz? - zapytałam spoglądając na jej rozwesoloną minę, pewnie spowodowaną tym, że w końcu znalazła swoje gniazdko.
- Mogłabym jutro? - zapytała z wyczuwalną nadzieją w głosie. Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Dalej na twarzy miała ten wesoły uśmiech. Polubiłam ją. Wydawała się bardzo sympatyczna, ale to sprawiało, że coraz bardziej bałam się jak będę się czuła opowiadając jej kłamstwo za kłamstwem.
- Oczywiście, tylko tak około 9 okej? Bo potem mam prace. - oznajmiłam jej, a ona wypuściła powietrze ze świstem.
- Czyli będę musiała wstać o 7......spokojnie laska postaram się. - odrzekła z wielkim uśmiechem. Była bardzo wyluzowana. Ciesząca się życiem. Też chciałam zawsze taka być. Właśnie....chciałam, ale przez wszystkie te zdarzenia nie mogłam.
- To się ciesze. - odrzekłam z uśmiechem.
- Laska mam prośbę, bądź wyluzowana, a nie gadasz ze mną jak z szefem. Będę twoim ziomkiem okej? - zapytała dalej wesołym głosem. Zadziwiała mnie jej postawa coraz bardziej. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że dziewczyna się czegoś nawciągała.
- Emmm okej, przepraszam zwykle jestem nieśmiała przy nowo poznanych osobach. - odpowiedziałam lekko zmieszana i poprawiłam nerwowo swoje niesfornie opadające na twarz kosmyki.
- Kiedyś też taka byłam. - odpowiedziała i usiadła na kanapie. - Siadaj musimy się poznać zanim zamieszkamy razem. - usiadłam posłusznie i spojrzałam na nią.
- Więc co chciałabyś wiedzieć? - zapytałam zakładając nogę na nogę i poprawiając na kolanie moją osuwającą się sukienkę.
- No wiesz podstawowe informacje. To czy jesteś dziewicą np. mnie nie interesuje. - powiedziała uśmiechając się głupkowato.
- Więc jestem Alison. Jestem córką biznesmena z Dallas, moja matka nie żyje, a ojciec ma mnie za swoje oczko w głowie. Ale ja chciałabym się wiesz, usamodzielnić. Zamieszkałam tu i zamierzam dopiąć swego. - powiedziałam tą durną formułkę jaką wyuczyli mnie moi pracodwacy.
- Hmmm może ci pomogę. - powiedziała spoglądając na moje paznokcie, a potem znów na moją twarz. - Pracuje w kafejce niedaleko. Wiesz marne zarobki w porównaniu do zarabiania z wielkich firm, ale jest. Nauczysz się tak pracy i trochę wyluzujesz. - odpowiedziała dalej z dumnym siebie uśmiechem. Nie mogłam jej powiedzieć, że od dawna wiem co to znaczy ciężka praca.
- Jasne co mi szkodzi. - uśmiechnęłam się lekko, ale tetralnie.
- Szykuj się na zwariowane życie Alison. - powiedziała z dalej wyszczerzona.
- A ty? - zapytałam spoglądając na nią wyczekująco.
- Ale co? - zapytała niekumato.
- No o sobie trochę powiedzieć. - wytłumaczyłam szybko.
- Wolę nie, bo jeszcze się mnie przestraszysz. Najważniejsze informacje to takie: Nazywam się Miley i mam bardzo bujne życie. Dużo wybuchów i przygód. - odpowiedziała z głupawym uśmiechem, a ja zaczęłam się jej trochę bać. - Żartuje, po prostu mam za sobą dużo przygód, a reszta życia jest raczej nudna.
- Ważne, że wiem jak masz na imię. - odpowiedziałam wytykając jej język.
- Wow!! Pani formalna umie wytykać język! - powiedziała żartem, a po chwili obie się zaśmiałyśmy. Czułam, że serio się polubimy. Niestety.

                                                                             ***
Weszłam z Miley do dość sporej kafejki w centrum L.A. Byłam lekko poddenerwowana. Musiałam udawać, że nie wiem co to znaczy "pracować", a równocześnie nie zrobić tego w takim stopniu by wyjść na jakąś niedorajdę.
- Spokojnie Ali! To będzie proste! - powiedziała idąc w sytronę drzwi bodajże zaplecza. Był to bardzo jasny lokal, a jasno pomarańczowe ściany sprawiały, że od razu sprawiał wrażenie ciepłego i przytulnego.
- Nie boję się Mils. - powiedziałam wchodząc za nią. Wzięłam do rąk fartuszek i ubrałam. Miałam na nim moje imie...tzn moje fałszywe imie. Alison. Uśmiechnęłam się lekko i poszłam za Miley, która wręcz wyleciała pełna pozytywnych emocji w stronę naszego stanowiska pracy.
- Więc muszę ci wytłumaczyć wszystko. - powiedziała i zaraz zaczęła nawijać o co chodzi w tej pracy, a ja się "wyłączyłam". Dobrze wiedziałam o co chodzi.
- Łapiesz? - zapytała, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Po chwili dziewczyna podeszła do stolika i usiadła przy nim kładąc nogi na stole. - Pierwsi klienci twoi ! na próbe!
- Okej! - odkrzyknęłam i odwróciłam się plecami do lady. Po jakimś czasie usłyszałam otwierające się drzwi. Odwróciłam się i zamarłam.
- Alison? - zapytał brunet.

                                                                    ***
Maj, Czerwiec, Lipiec, Sierpień, Wrzesień, Październik...no sporo nie pisałam, ale nie maiałam do tego głowy, Teraz szczególnie.....3 gimnazjum, dodatkowe kartki z powtórzeniami, ciągłe kartkówki plus 5 konktursów nie ułatwiają mi pisania. Przepraszam, będę starała się pisać jak tylko dam radę. A i ogłaszam nabór. Ponieważ nie dam sobie rady sama, chcę prosić o pomoc. Szukam dziewczyny która byłaby chętna pisac ze mną http://dance--of--love.blogspot.com/
Proszę o pisanie w komentarzach swojego numeru gadu gadu, a resztę opiszę w wiadomościach :)
Do następnego