wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 6

Okres ostatnich 3 miesięcy był najdłuższym w moim życiu. Musiałam udawać, że każdy dzień pracy w kafejce jest dla mnie trudny, a także uważać na rozmowy jakie przeprowadzałam z Miley. Co do niej, w ostatnim czasie bardzo się zbliżyłyśmy, a ja bardzo często bliska byłam wyznać jej całą prawdę celu mojego pobytu tutaj. Fakt jednak, że zbliżyła się ona do brata mojego celu powstrzymywał mnie przed tym. Zaraz po dniu w którym zawartość kubków z mrożonymi kawami wylądowała na chłopaku, wrócił on i zaprosił Miley na spotkanie, o którym dziewczyna opowiadała mi przez ponad trzy tygodnie. Częstotliwość spotkań wzrosła na taki obieg, że często przejmowałam jej zmiany w pracy. Dzięki temu zarabiałam całkiem sporo, a dziewczynie obniżyłam czynsz. Fakt iż nastolatka zakochała się w jednym z Jonasów, był oczywisty, jednakże ona uporczywie trzymała się przekonania, że to relacje czysto przyjacielskie. Przyznała się dopiero, gdy chłopak przez kilka dni nie odzywał się do niej z przyczyn prywatnych. Podobno chodziło o sprawy w biznesach. W tym czasie nawet Joe nie przychodził do kafejki, która niezmiernie sobie upodobał. Odwiedzał ją zwykle za czasów mojej zmiany, niby dlatego, że właśnie wtedy znajdował czas na kawę i ciasto w miłym, jak on to nazwał, towarzystwie. W czasie 3 miesięcy zbliżyliśmy się dość do siebie, a ja już znalazłam każdy nawyk mężczyzny. To jak przykłada filiżankę do ust by uniknąć niezręcznych tematów, albo jak dotyka włosy kiedy zauważy jakąś atrakcyjną dziewczynę. Jego promieniujące oczy, kiedy pojawi się przed nim porcja czekoladowych lodów i jego ulubiony rodzaj napoju. Każdy najdrobniejszy gest był mi znany. Potwierdziłam także fakt iż związek Jonasa i Greene jest czysto biznesowy. Zawsze, gdy dzwoniła, na jego twarzy pojawiał się grymas, a ton zmieniał się diametralnie. Nigdy nie wgłębiałam się w jakikolwiek temat związany z jego życiem. Nie chciałam wyjść na wciskom i odstraszyć go. Jednak on wyrażał wielkie zainteresowanie moim życiem i samopoczuciem. Zwykle, gdy odwiedzał lokal, siadał i pierwsze co powiedział to: "Jak się czuje moja kelnereczka?". Z jego ust brzmiało to niezwykle zabawnie, a mi podobało się to niezmiernie. Cieszyłam się z jego zainteresowania moją osobą, ale nie pozwalałam na zbyt szybkie rozwijanie spraw. Nie chciałam by wyglądało to zbyt nienaturalnie, albo bym wyszła na zwykłą puszczalską, która będzie od razu chciała wskoczyć do łóżka ze względu na stan jego portfelu. Postępowałam względem instrukcji dawanych mi przez moich pracodawców. Którzy zbyt opracowali moją niedostępność i nie uwzględnili tego, że Joe może to zniechęcić. Zauważyłam, że ilość jego odwiedzin zaczęła się zmniejszać, a wraz z tym jego nalegania na spotkanie. Musiałam najszybciej wymyślić jak wyjść z tej sytuacji, postanowiłam działać na własną rękę.

Siedziałam w kafejce i przygotowywałam kolejną kawę dla pana Harrisona.Staruszek upatrzył sobie mnie jako swoją nową sympatię. Było to niezmiernie uroczę, a każdy upominek dany mi przez niego powodował u mnie uśmiech. Zwykle około godziny 19 przysiadałam się do niego i długo rozmawiałam. W pewnym sensie znał on moją sytuację. Mimo iż nie wprost to wytłumaczyłam mu całą sytuację, on stwierdził, że moja przyjaciółka powinna jak najszybciej wycofać się z tego wszystkiego. Według niego jest wiele innych sposobów na zarobienie pewnej ilości pieniędzy. Jedynak sam też zauważył, że "moja koleżanka" jest już w bardzo trudnej sytuacji. Jej pracodawcy, czyli moi, mieli naprawdę ją w garści.
Uporczywie wypatrywałam mojego celu w oknie kafejki po czym zerkałam na zegarek. Była już około 16, a Joe dalej nie zawitał tutaj. Naprawdę spierdoliłam cały plan.
- Panienka czeka na tamtego chłopca, który codziennie u pani witał? - zapytał zainteresowany pan Harrison.
- Nie czekam..- zaczęłam się szybko tłumaczyć, ale widząc wyraz twarzy staruszka od razu wiedziałam, że nie miało to sensu. - Po prostu długo go nie widziałam, a zaprzyjaźniliśmy się. Martwię się. - odrzekłam, a on lekko uśmiechnął się pod nosem upijając łyk kawy.
- Właśnie tak zaczyna się miłość. Niby od zwykłej przyjaźni i częstych spotkań. Tęsknota wywołana kilkudniowym nie widzeniem się. - zaczął, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie, panie Harrison to naprawdę jedynie przyjaźń. Joe ma dziewczynę, a ja ledwo go znam by już obdarzać wielkimi uczuciami. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a moje ręce machinalnie zaczęły bawić się ścierką, którą zwykle wycierałam blaty.
- Wierzy panienka w przeznaczenie? - zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Moi rodzice poznali się dzięki przeznaczeniu. Ich los stykał ich drogi z dwadzieścia razy, aż mój tato poszedł 2 centymetry źle i trafił na moją rodzicielkę. Później przeznaczenie też dawało o sobie znać. Z opowiadań mojej mamy wynika, że spotykali się zwykle tego samego dnia co wpadli. Mój ojciec mieszkał wraz z rodzicami w Europie, a matka w Los Angeles. Mimo to, zawsze 27 lipca wpadali na siebie. Zawsze ich drogi się krzyżowały. - Jeżeli człowiek jest przeznaczony drugiemu to nie mają znaczenia lata, rasa, czas, kilometry, nic. Miłość wyskoczy niespodziewanie. - opowiedział, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. 78 letni staruszek miał racje. Zwykle zawsze. Mimo braku ukończenia szkoły, wiedział więcej o życiu niż niejeden uczony.
- Powinien pan zostać pisarzem panie Harrison, każda pana historia porywa za serce. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a staruszek jedynie skinął głową i wziął się za kończenie kawy, a ja za dalsze czyszczenie blatów i wyczekiwanie chłopaka.

Około godziny 20 mogłam już zamknąć kafejkę i udać się na przerwę, znów nie przyszedł. Chociaż miałam nadzieję, że zajdzie chociaż na kilka chwil. Zagada, a ja będę mogła naprawić to co zepsułam.
Wyjęłam klucze z torebki i zaczęłam zajmować się szukaniem odpowiedniego. Trzymanie wszystkiego na jednym breloczku  było naprawdę złym pomysłem.
- Pomóc? - usłyszałam za plecami ciepły, zachrypnięty, męski głos. Przestraszyłam się go na sama myśl o różnych filmach i tym jak kończyły się te sytuacje. - Ej spokojnie nie bój się mnie. - powiedział widocznie zauważając nerwowość moich ruchów.
- Przepra..szam po prostu mam za dużo kluczy. - powiedziałam nerwowo drapiąc się po głowie w wyrazie zakłopotania. Dopiero teraz spojrzałam na mężczyznę. Musiałam przyznać, był niezwykle atrakcyjny. Jego brązowe włosy lekko na żelowane dobrze komponowały się z kilkudniowym zarostem i brązowymi oczami. Wyraźne rysy twarzy i lekki uśmiech powaliłyby na ziemie niejedna kobitę. Miał na sobie zwykłe jeansy i bluzkę koloru niebieskiego przykrytą płaszczem o kolorze czarnym. Pasującym idealnie do ciężkich butów o tym samym odcieniu. Mogłabym przysiąść, że w większej ciemności pomyliłabym go z moim celem.
- Daj pomogę. - powiedział zabierając ode mnie klucze, a do moich nozdrzy napłynął przyjazny zapach wody kolońskiej, który niestety psuł odór papierosów. Przyglądałam się mu i mimowolnie uśmiechałam pod nosem jak równie niezdarnie radził sobie z drzwiami.
- Witam kelnereczkę. - usłyszałam za sobą bardzo znajomy ton. Jednak przyszedł. Tylko troszkę w nie odpowiednim momencie. Obecność nieznajomego psuła cały mój plan naprawienia wszystkiego z Josephem. Przyznam przystojnego nieznajomego. Odwróciłam się do niego i zauważyłam zmianę. W końcu zgolił swój zarost i wyregulował brwi, które ja codziennie komentowałam w celu zdenerwowania go. Uśmiechnęłam się znów mimowolnie.
- Witam pana Josepha. - powiedziałam z uroczym uśmiechem, a wtedy zauważyłam, że wzrok Jonasa wędruje na mojego towarzysza.
- W końcu zamknąłem, panienka powinna mniej kluczy nosić. - powiedział rozbawiony nieznajomy machając breloczkiem ze stertą kluczy. Spojrzałam na niego z lekkim, nieśmiałym uśmiechem i wyciągnęłam rękę po kluczyki.
- Dziękuje....emmm - powiedziałam lekko zmieszana, gdyż nie znałam jego imienia.
- Derek. - odrzekł. - Derek Harrison. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- To ty jesteś wnukiem pana Harrisona? - zapytałam, a on pokiwał głową. Po czym spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- A ty tą panią od wyczekiwania na księcia. Alison? - zapytał, a ja wyraźnie się zarumieniłam. Jednak zauważyłam, że pomógł mi on trochę, gdyż Joseph spojrzał w moją stronę zainteresowany i uśmiechnął się najwyraźniej rozumiejąc, że chodzi właśnie o niego.
- Tak, dziękuje ci za pomoc. Mi zajęłoby to jakieś pół godziny. - powiedziałam chowając kluczyki do torby. - A Derek to jest Joe. Mój przyjaciel. - powiedziałam szybko pokazując na bruneta.
- Derek miło was poznać. - powiedział szybko nawet nie patrząc na Jonasa, ani Joe na niego. Obaj uporczywie patrzyli na mnie.
- Ciebie też. Derek przepraszam ale muszę iść, moja przyjaciółka czeka na mnie w domu. - powiedziałam, a mężczyzna skinął porozumiewawczo głową iż zrozumiał. - Jak będziesz chciał ze mną porozmawiać to przyjdź z dziadkiem do kawiarni, odwdzięczę się za tą pomoc.
- Dobrze, na pewno przyjdę. - powiedział z uśmiechem, odwrócił się i poszedł.
- Widzę, że spóźniłem się na pyszną kawę i lody czekoladowe. - powiedział ze zrezygnowaniem Joe, nie zważając na to co powiedziałam do Dereka.
- Mógł pan przyjść wcześniej panie Jonas. - powiedziałam do niego takim tonem, jakim zwykle mówiłam drocząc się z nim.
- Właśnie zauważyłem. - powiedział i spojrzał na mnie, a ja zerknęłam w mój telefon. 20 nieodebranych połączeń. 5 od Harry'ego, 5 od Miley i 10 od moich pracodawców. - Naprawdę się śpieszysz? Może ja przyjdę jutro.
- Nie.- odpowiedziałam szybko i spojrzałam na niego z uśmiechem. - Odprowadź mnie...jeżeli chcesz. - powiedziałam szybko, a on posłał mi uroczy uśmiech, a ja od razu wiedziałam, że się zgadza.
- Co to był za facet? - zapytał zainteresowany niczym zazdrosny chłopak, a ja skierowałam swoje spojrzenie na niego poprawiając na ramieniu torbę.
- Wnuczek mojego stałego klienta. Panna Harrisona, wiesz tego staruszka z boku. - wytłumaczyłam szybko, a chłopak zrobił pauze widocznie w celu przypomnienia sobie osobnika o którym mówiłam.
- Ten co co chwilę cię woła? - zapytał, a ja skinęłam głową, dotykając jego ramienia niby przypadkiem. Chciałam pokazać mu w jakiś delikatny sposób, że jestem nim zainteresowana.
- Już go nie lubię. - powiedział niby cicho, ale niewystarczająco bym nie usłyszała. Dobrze wiedziałam, że połknął haczyk, z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej chciałam uciec jak najdalej.
                                                                  ***
Jak widzicie akcja się rozwija. Dodałam nowego bohatera i macie go w zakładce :) Mam ferie, więc możecie się spodziewać rozdziałów na innych blogach. :) Jak myślicie Derek zepsuje trochę plan naszej Camili? Czy może pomoże? Liczę na komentarze i do napisania! Pozdrawiam :)