Droga do domu mijała w bardzo wolnym tępię. Mimo to, mężczyzna wybrał dłuższa drogę, a nawet przeszliśmy ją kilka razy. Widziałam jego zainteresowanie osobą Drake. Widoczna była jego niechęć do tego osobnika, najwyraźniej spowodowana zauroczeniem moją osobą....udawanym ja. Dokładnie wypytywał mnie o każdy szczegół związany z tym spotkaniem, a nawet odczucia jakie wywołała u mnie rozmowa z mężczyzną. Zapewniłam go w każdym calu, że dopiero poznałam Drake i pod żadnym względem nie wzbudza on u mnie zainteresowania.
- Myślałem, że lubisz takich. - powiedział, uważnie mi się przyglądając, a tępo jego kroków zwolniło się jeszcze odrobinę.
- Lubię brunetów, o brązowych oczach, ale jakoś nie wzbudził we mnie tych odczuć. Najwyraźniej jestem już zainteresowana kimś innym. - oznajmiłam, lekko zagryzając wargę, a w sercu miałam nadzieję, że zrozumiał aluzje. Chciałam szybko przyśpieszyć tą całą sieczkę, ale także, nie wystraszyć zbytnio mężczyzny. Jego oczy jasno zabłysły, a na ustach pojawił się lekki uśmiech. Zrozumiał.
- Szczęściarz z tego faceta. - powiedział, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem, jeszcze bardziej uświadamiając mu, że mówi o samym sobie.
- Niestety ja jestem pechowa, on ma dziewczynę. - powiedziałam z udawanym smutkiem w głosie, tak by wyczuł sztuczność gestu. Świadczyć to miało o mojej pewności jego odczuć co do mnie.
- Co jeżeli nie ma? - zapytał zatrzymując się, a ja spojrzałam na niego uważnie.
- Wiesz coś o jego życiu prywatnym? - zadałam pytanie retoryczne, a on w odpowiedzi zaśmiał się pod nosem. - Nie śmiej się ze mnie, zadałam ci bardzo logiczne i ważne pytanie. Może wiesz, co on czuje do mnie? - zapytałam spoglądając na niego z nadzieją.
- Wiem,że także jest zainteresowany. - odrzekł szybko, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Mimo bólu w sercu, musiałam to ciągnąć, a im szybciej rozwiąże zadanie, tym szybciej przestane krzywdzić Joe.
- Doprawdy? - powiedziałam spoglądając na niego kątem oka, a on uważnie mi się przyjrzał.
- Nawet myślę, że chciałby cię zaprosić na kolacje. - powiedział szybko i na temat, a ja omal nie zakrztusiłam się śliną, Zaskoczył mnie tak szybką reakcją na moje zaloty. Zwykle, musiałam czekać kilka tygodni na odpowiedź mojej sympatii na moje znaki, a on był szybki.
- Zależy kiedy. - powiedziałam wyjmując mój telefon i włączając kalendarz. - Odpowiada mi najszybciej wtorek. - czyli za 4 dni. W czasie tego czasu, czeka mnie kilka ważnych spotkań z moimi pracodawcami i opracowanie dalszej części planu.
- Mi to pasuje. - pierwszy raz odpowiedział w swojej osobie, a ja jedynie posłałam mu uśmiech i schowałam telefon do torebki. - To wtorek około godziny 18? - zapytał w celu upewnienia się, a ja kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę mojego domu. Pierwsza część planu już jest prawie ukończona, teraz czas zacząć wdrażać się w drugą.
- Zerwaliście z Ashley? - zapytałam, a on jedynie kiwnął głową twierdząco, a na jego twarzy nie pojawiła się żadna emocja. Czysty biznes.
- Dlatego mnie często nie było, miałem wiele sprzeczek z nią, aż w końcu stwierdziłem, że ten związek to nie to. - powiedział szybko i spojrzał na mnie kątem oka. - Wszystko się wypaliło, a ten związek stał się jedynie biznesem. - stwierdził patrząc przed siebie, a ja kiwnęłam porozumiewawczo głową i stanęłam przed bramą mojego domu. - Miło było cię odprowadzić. - powiedział przyglądając się moim dłonią. - Długość nie grała roli najważniejsze, że w dobrym towarzystwie. - stwierdził nachylając się nad moim policzkiem i lekko musnął wargami moją skórę.
- Bardzo miłym, nie zostawiaj mnie już na tak długie męki. - powiedziałam szybko i zanurkowałam wzrokiem do torby w celu zalezienia moich kluczy. Przeszukiwałam całą jej zawartość, ale nigdzie ich nie było.
- Dałaś mi je jak szukałaś pomadki. - powiedział i wręczył mi w dłonie kluczyk, a ja dopiero zauważyłam, że to właśnie moim breloczkiem bawił się całą drogę.
- Dziękuje mój wybawco. - powiedziałam uroczo się uśmiechając, a on odwzajemnił szybko gest i w momencie jak chciał coś powiedzieć, rozbrzmiał się dźwięk jego telefonu. - To ja już pójdę. - powiedziałam szybko,a on kiwnął głowa i szybko odebrał telefon, po czym odszedł parę kroków i w lekko niemiłym geście, zajął się rozmową. Jednak wiedziałam, że ma to związek z jego pracą, a każdy telefon z tej branży jest ważny.
Uśmiechnęłam się do niego w pożegnaniu i ruszyłam w stronę mojego domu. Zerknęłam jeszcze przy drzwiach na niego. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, uważnie przyglądając moim gestom, a równocześnie nie przestając rozmawiać.
***
Wpatrywałam się w Miley, która roztrzepana biegała po naszym mieszkaniu, w poszukiwaniu jakiejś torebki. Znów wychodziła na randkę z młodszym Jonasem, a jej brak organizacji dawał o sobie znać. Od tygodnia wspominała mi o tym dniu, jednak za szykowanie zabrała się 2 godziny przed. Samo pomalowanie, zajęło jej jakieś pół godziny, a wcześniejsza kąpiel godzinkę.
- Gdzie ta kremowa torebka, z tym uroczym zapięciem? - powiedziała zdyszana dziewczyna stając pomiędzy mną, a telewizorem. Rozumiałam jej zabieganie, ale mogła darować sobie zasłanianie mi mojego ulubionego serialu. 90210 był moim ulubieńcem od 1 odcinka. Zabawne było, że zagrał w nim mój cel. Joe grał w nim epizodyczną rolę. Musiałam jednak przyznać, że Ade w obecności Joe świetnie wyglądała.
- Zapewne tam gdzie ją zostawiłaś. - stwierdziłam wyciągając szyję w bok.
- Na Joe napatrzysz sie później, Alison to ważne. - stwierdziła, podskakując w celu pośpieszenia mnie.
- No na przykład we wtorek. - powiedziałam nie myśląc, a jej oczy momentalnie zabłysły. Nie streściłam jej wczorajszego spotkania z Joe. Nie miałam jakoś chęci, a nawet dziewczyny nie było w mieszkaniu. Wybyła, jak pewnie wszyscy się spodziewają, z Nickiem. Dzisiaj była któraś z kolei ich tygodnica.
- Zaprosił cię na randkę?! - zabrzmiał w pokoju jej piskliwy, od emocji głos. Od razu zajęła miejsce obok mnie. - I ty mi nic nie powiedziałaś?! Jak to zrobił?! Kiedy?! Co ci powiedział?! Co z Ashley?! Nie mów, że chcesz być jego kochanką! - zadawała miliony pytań, a ja zaśmiałam się pod nosem i gestem ręki wskazałam by wzięła głęboki oddech.
- Oddychaj. - powiedziałam rozbawionym głosem i położyłam dłoń na jej ramieniu. - Zaraz ci opowiem, ale obawiam się, że masz mało czasu. - stwierdziłam zerkając kątem oka na zegarek.
- Csii! Nie mów mi o czasie, a o twoim spotkaniu z Joe. - powiedziała szybko, a na klawiaturze wystukała szybkiego sms - Nick przyjedzie za pół godziny, mamy czas. - stwierdziła po odczytaniu wiadomości, którą dostała przed chwilą.
- Dlaczego wcześniej nie wysłałaś mu takiego sms, tylko biegałaś po domu w poszukiwaniu rzeczy? - Zapytałam z rozbawieniem w głosie, a ona cicho prychnęła i machnęła ręką.
- Opowiadaj. - upomniała mnie niecierpliwym tonem, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem i wzięłam głęboki oddech.
- Wiesz, że go troszkę unikałam, chociaż podobał mi się. - zaczęłam, a ona kiwnęła głową i dodała komentarz.
- Bo miał dziewczynę. - nie znała prawdziwego powodu mojego zwlekania, całego tego planu.
- Właśnie, aż w końcu zaczął nie przychodzić do kawiarni. Bałam się, ze go przestraszyłam. Miałam nawet ochotę sama do niego zadzwonić i powiedzieć, że chcę się z nim spotkać, ale wiesz, to nie w moim stylu się narzucać. Dziś wnuczek tego dziadka o którym ci opowiadałam, przyszedł do kawiarenki jak ja zamykałam. Dziwnym trafem przyszedł wtedy także Joe. Był dziwnie....zazdrosny. Szybko zaoferował się do odprowadzenia mnie, a gdy byliśmy już pod domem, zaprosił mnie na spotkanie. - oznajmiłam z uśmiechem, aby uwiarygodnić, że czuję coś do bruneta, ale w sercu miałam wielki żal do samej siebie. Był on naprawdę miłym facetem, ale ja miałam plan, a pieniądze z niego były mi naprawdę bardzo potrzebne.
- Widać, że zauroczył się tobą. Wystroimy cię na spotkanie, a szybko będzie twój, a z czasem będziemy chodzić na podwójne randki! - powiedziała z entuzjazmem, a ja lekko uśmiechnęłam się do niej.
- Właśnie co tam z tobą i Nickiem? - zapytałam w celu zmienienia tego tematu,a także przyśpieszenia rozmowy, gdyż dobrze wiedziałam, że łatwo dziewczyna może spóźnić się na randkę.
- Cudownie! Nie wiedziałam, że ktoś może być aż tak.....nawet nie umiem wyrazić tego słowami. Naprawdę zależy mi na nim, oraz mam nadzieję, że mu tak samo na mnie. Widzę po jego gestach, że jednak zależy. Na każdym kroku mnie zaskakuje, a moje serce, gdy go widzę, bije 2 razy szybciej. - zaczęła rozmarzonym głosem, a ja zazdrościłam jej takiej znajomości. Z czystej miłości, a nie w celu uratowania życia swoich rodziców.
***
- I jak z Joe? - zapytał Ben kładąc przede mną teczki. Najwidoczniej znajdowały się w nich jakieś wskazówki. - Plan idzie po naszej myśli? - zapytał, a ja kiwnęłam głową na tak.
- Jestem z nim umówiona na wtorek. Szybko łapie moje aluzje, ale zauważyłam, że w jego kierunku zbyt duża niedostępność. - oznajmiłam, a mężczyzna kiwnął głową ze zrozumieniem. - Dajcie mi wolną rękę, chce go sama poderwać, jak będę postępowała tak jak mi kazaliście on się zniechęci. - powiedziałam zgodnie z moimi poglądami, a oni spojrzeli na mnie srogim wzrokiem. Wiedziałam, że nie będzie im to pasować, ale musiałam jakoś zadziałać by to wszystko szybciej się skończyło.
- Camila wiesz, że nie możesz. Wszystko jest zaplanowane, a jak coś się zepsuje to cały plan szlak trafi. - powiedział surowym tonem Derek.
- Dajcie mi działać na własną rękę, jeżeli coś zniszczę to moja wina będzie i nie zapłacicie mi. - oznajmiłam z lekka niepewnością, a moja dłoń poprawiła włosy, które uporczywie opadały mi na twarz, zasłaniając moich pracodawców.
- Jedyna szansa. - powiedział po chwili zastanowienia Ben, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. - Ale będziemy ciebie stale obserwować. - zapewnił mnie, a ja kiwnęłam głową w znak iż zrozumiałam. - Nie schrzań tego.
***
W końcu skończyłam ten rozdział. Już po egzaminach, ale niestety zaraz po mój laptop się zepsuł. Właśnie wrócił z naprawy, a ja ze szpitala i miałam czas na napisanie rozdziału, niedługo pojawi się rozdział na innych :) Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie jeszcze. Miłego czytania
niedziela, 11 maja 2014
wtorek, 28 stycznia 2014
Rozdział 6
Okres ostatnich 3 miesięcy był najdłuższym w moim życiu. Musiałam udawać, że każdy dzień pracy w kafejce jest dla mnie trudny, a także uważać na rozmowy jakie przeprowadzałam z Miley. Co do niej, w ostatnim czasie bardzo się zbliżyłyśmy, a ja bardzo często bliska byłam wyznać jej całą prawdę celu mojego pobytu tutaj. Fakt jednak, że zbliżyła się ona do brata mojego celu powstrzymywał mnie przed tym. Zaraz po dniu w którym zawartość kubków z mrożonymi kawami wylądowała na chłopaku, wrócił on i zaprosił Miley na spotkanie, o którym dziewczyna opowiadała mi przez ponad trzy tygodnie. Częstotliwość spotkań wzrosła na taki obieg, że często przejmowałam jej zmiany w pracy. Dzięki temu zarabiałam całkiem sporo, a dziewczynie obniżyłam czynsz. Fakt iż nastolatka zakochała się w jednym z Jonasów, był oczywisty, jednakże ona uporczywie trzymała się przekonania, że to relacje czysto przyjacielskie. Przyznała się dopiero, gdy chłopak przez kilka dni nie odzywał się do niej z przyczyn prywatnych. Podobno chodziło o sprawy w biznesach. W tym czasie nawet Joe nie przychodził do kafejki, która niezmiernie sobie upodobał. Odwiedzał ją zwykle za czasów mojej zmiany, niby dlatego, że właśnie wtedy znajdował czas na kawę i ciasto w miłym, jak on to nazwał, towarzystwie. W czasie 3 miesięcy zbliżyliśmy się dość do siebie, a ja już znalazłam każdy nawyk mężczyzny. To jak przykłada filiżankę do ust by uniknąć niezręcznych tematów, albo jak dotyka włosy kiedy zauważy jakąś atrakcyjną dziewczynę. Jego promieniujące oczy, kiedy pojawi się przed nim porcja czekoladowych lodów i jego ulubiony rodzaj napoju. Każdy najdrobniejszy gest był mi znany. Potwierdziłam także fakt iż związek Jonasa i Greene jest czysto biznesowy. Zawsze, gdy dzwoniła, na jego twarzy pojawiał się grymas, a ton zmieniał się diametralnie. Nigdy nie wgłębiałam się w jakikolwiek temat związany z jego życiem. Nie chciałam wyjść na wciskom i odstraszyć go. Jednak on wyrażał wielkie zainteresowanie moim życiem i samopoczuciem. Zwykle, gdy odwiedzał lokal, siadał i pierwsze co powiedział to: "Jak się czuje moja kelnereczka?". Z jego ust brzmiało to niezwykle zabawnie, a mi podobało się to niezmiernie. Cieszyłam się z jego zainteresowania moją osobą, ale nie pozwalałam na zbyt szybkie rozwijanie spraw. Nie chciałam by wyglądało to zbyt nienaturalnie, albo bym wyszła na zwykłą puszczalską, która będzie od razu chciała wskoczyć do łóżka ze względu na stan jego portfelu. Postępowałam względem instrukcji dawanych mi przez moich pracodawców. Którzy zbyt opracowali moją niedostępność i nie uwzględnili tego, że Joe może to zniechęcić. Zauważyłam, że ilość jego odwiedzin zaczęła się zmniejszać, a wraz z tym jego nalegania na spotkanie. Musiałam najszybciej wymyślić jak wyjść z tej sytuacji, postanowiłam działać na własną rękę.
Siedziałam w kafejce i przygotowywałam kolejną kawę dla pana Harrisona.Staruszek upatrzył sobie mnie jako swoją nową sympatię. Było to niezmiernie uroczę, a każdy upominek dany mi przez niego powodował u mnie uśmiech. Zwykle około godziny 19 przysiadałam się do niego i długo rozmawiałam. W pewnym sensie znał on moją sytuację. Mimo iż nie wprost to wytłumaczyłam mu całą sytuację, on stwierdził, że moja przyjaciółka powinna jak najszybciej wycofać się z tego wszystkiego. Według niego jest wiele innych sposobów na zarobienie pewnej ilości pieniędzy. Jedynak sam też zauważył, że "moja koleżanka" jest już w bardzo trudnej sytuacji. Jej pracodawcy, czyli moi, mieli naprawdę ją w garści.
Uporczywie wypatrywałam mojego celu w oknie kafejki po czym zerkałam na zegarek. Była już około 16, a Joe dalej nie zawitał tutaj. Naprawdę spierdoliłam cały plan.
- Panienka czeka na tamtego chłopca, który codziennie u pani witał? - zapytał zainteresowany pan Harrison.
- Nie czekam..- zaczęłam się szybko tłumaczyć, ale widząc wyraz twarzy staruszka od razu wiedziałam, że nie miało to sensu. - Po prostu długo go nie widziałam, a zaprzyjaźniliśmy się. Martwię się. - odrzekłam, a on lekko uśmiechnął się pod nosem upijając łyk kawy.
- Właśnie tak zaczyna się miłość. Niby od zwykłej przyjaźni i częstych spotkań. Tęsknota wywołana kilkudniowym nie widzeniem się. - zaczął, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie, panie Harrison to naprawdę jedynie przyjaźń. Joe ma dziewczynę, a ja ledwo go znam by już obdarzać wielkimi uczuciami. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a moje ręce machinalnie zaczęły bawić się ścierką, którą zwykle wycierałam blaty.
- Wierzy panienka w przeznaczenie? - zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Moi rodzice poznali się dzięki przeznaczeniu. Ich los stykał ich drogi z dwadzieścia razy, aż mój tato poszedł 2 centymetry źle i trafił na moją rodzicielkę. Później przeznaczenie też dawało o sobie znać. Z opowiadań mojej mamy wynika, że spotykali się zwykle tego samego dnia co wpadli. Mój ojciec mieszkał wraz z rodzicami w Europie, a matka w Los Angeles. Mimo to, zawsze 27 lipca wpadali na siebie. Zawsze ich drogi się krzyżowały. - Jeżeli człowiek jest przeznaczony drugiemu to nie mają znaczenia lata, rasa, czas, kilometry, nic. Miłość wyskoczy niespodziewanie. - opowiedział, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. 78 letni staruszek miał racje. Zwykle zawsze. Mimo braku ukończenia szkoły, wiedział więcej o życiu niż niejeden uczony.
- Powinien pan zostać pisarzem panie Harrison, każda pana historia porywa za serce. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a staruszek jedynie skinął głową i wziął się za kończenie kawy, a ja za dalsze czyszczenie blatów i wyczekiwanie chłopaka.
Około godziny 20 mogłam już zamknąć kafejkę i udać się na przerwę, znów nie przyszedł. Chociaż miałam nadzieję, że zajdzie chociaż na kilka chwil. Zagada, a ja będę mogła naprawić to co zepsułam.
Wyjęłam klucze z torebki i zaczęłam zajmować się szukaniem odpowiedniego. Trzymanie wszystkiego na jednym breloczku było naprawdę złym pomysłem.
- Pomóc? - usłyszałam za plecami ciepły, zachrypnięty, męski głos. Przestraszyłam się go na sama myśl o różnych filmach i tym jak kończyły się te sytuacje. - Ej spokojnie nie bój się mnie. - powiedział widocznie zauważając nerwowość moich ruchów.
- Przepra..szam po prostu mam za dużo kluczy. - powiedziałam nerwowo drapiąc się po głowie w wyrazie zakłopotania. Dopiero teraz spojrzałam na mężczyznę. Musiałam przyznać, był niezwykle atrakcyjny. Jego brązowe włosy lekko na żelowane dobrze komponowały się z kilkudniowym zarostem i brązowymi oczami. Wyraźne rysy twarzy i lekki uśmiech powaliłyby na ziemie niejedna kobitę. Miał na sobie zwykłe jeansy i bluzkę koloru niebieskiego przykrytą płaszczem o kolorze czarnym. Pasującym idealnie do ciężkich butów o tym samym odcieniu. Mogłabym przysiąść, że w większej ciemności pomyliłabym go z moim celem.
- Daj pomogę. - powiedział zabierając ode mnie klucze, a do moich nozdrzy napłynął przyjazny zapach wody kolońskiej, który niestety psuł odór papierosów. Przyglądałam się mu i mimowolnie uśmiechałam pod nosem jak równie niezdarnie radził sobie z drzwiami.
- Witam kelnereczkę. - usłyszałam za sobą bardzo znajomy ton. Jednak przyszedł. Tylko troszkę w nie odpowiednim momencie. Obecność nieznajomego psuła cały mój plan naprawienia wszystkiego z Josephem. Przyznam przystojnego nieznajomego. Odwróciłam się do niego i zauważyłam zmianę. W końcu zgolił swój zarost i wyregulował brwi, które ja codziennie komentowałam w celu zdenerwowania go. Uśmiechnęłam się znów mimowolnie.
- Witam pana Josepha. - powiedziałam z uroczym uśmiechem, a wtedy zauważyłam, że wzrok Jonasa wędruje na mojego towarzysza.
- W końcu zamknąłem, panienka powinna mniej kluczy nosić. - powiedział rozbawiony nieznajomy machając breloczkiem ze stertą kluczy. Spojrzałam na niego z lekkim, nieśmiałym uśmiechem i wyciągnęłam rękę po kluczyki.
- Dziękuje....emmm - powiedziałam lekko zmieszana, gdyż nie znałam jego imienia.
- Derek. - odrzekł. - Derek Harrison. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- To ty jesteś wnukiem pana Harrisona? - zapytałam, a on pokiwał głową. Po czym spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- A ty tą panią od wyczekiwania na księcia. Alison? - zapytał, a ja wyraźnie się zarumieniłam. Jednak zauważyłam, że pomógł mi on trochę, gdyż Joseph spojrzał w moją stronę zainteresowany i uśmiechnął się najwyraźniej rozumiejąc, że chodzi właśnie o niego.
- Tak, dziękuje ci za pomoc. Mi zajęłoby to jakieś pół godziny. - powiedziałam chowając kluczyki do torby. - A Derek to jest Joe. Mój przyjaciel. - powiedziałam szybko pokazując na bruneta.
- Derek miło was poznać. - powiedział szybko nawet nie patrząc na Jonasa, ani Joe na niego. Obaj uporczywie patrzyli na mnie.
- Ciebie też. Derek przepraszam ale muszę iść, moja przyjaciółka czeka na mnie w domu. - powiedziałam, a mężczyzna skinął porozumiewawczo głową iż zrozumiał. - Jak będziesz chciał ze mną porozmawiać to przyjdź z dziadkiem do kawiarni, odwdzięczę się za tą pomoc.
- Dobrze, na pewno przyjdę. - powiedział z uśmiechem, odwrócił się i poszedł.
- Widzę, że spóźniłem się na pyszną kawę i lody czekoladowe. - powiedział ze zrezygnowaniem Joe, nie zważając na to co powiedziałam do Dereka.
- Mógł pan przyjść wcześniej panie Jonas. - powiedziałam do niego takim tonem, jakim zwykle mówiłam drocząc się z nim.
- Właśnie zauważyłem. - powiedział i spojrzał na mnie, a ja zerknęłam w mój telefon. 20 nieodebranych połączeń. 5 od Harry'ego, 5 od Miley i 10 od moich pracodawców. - Naprawdę się śpieszysz? Może ja przyjdę jutro.
- Nie.- odpowiedziałam szybko i spojrzałam na niego z uśmiechem. - Odprowadź mnie...jeżeli chcesz. - powiedziałam szybko, a on posłał mi uroczy uśmiech, a ja od razu wiedziałam, że się zgadza.
- Co to był za facet? - zapytał zainteresowany niczym zazdrosny chłopak, a ja skierowałam swoje spojrzenie na niego poprawiając na ramieniu torbę.
- Wnuczek mojego stałego klienta. Panna Harrisona, wiesz tego staruszka z boku. - wytłumaczyłam szybko, a chłopak zrobił pauze widocznie w celu przypomnienia sobie osobnika o którym mówiłam.
- Ten co co chwilę cię woła? - zapytał, a ja skinęłam głową, dotykając jego ramienia niby przypadkiem. Chciałam pokazać mu w jakiś delikatny sposób, że jestem nim zainteresowana.
- Już go nie lubię. - powiedział niby cicho, ale niewystarczająco bym nie usłyszała. Dobrze wiedziałam, że połknął haczyk, z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej chciałam uciec jak najdalej.
***
Jak widzicie akcja się rozwija. Dodałam nowego bohatera i macie go w zakładce :) Mam ferie, więc możecie się spodziewać rozdziałów na innych blogach. :) Jak myślicie Derek zepsuje trochę plan naszej Camili? Czy może pomoże? Liczę na komentarze i do napisania! Pozdrawiam :)
Siedziałam w kafejce i przygotowywałam kolejną kawę dla pana Harrisona.Staruszek upatrzył sobie mnie jako swoją nową sympatię. Było to niezmiernie uroczę, a każdy upominek dany mi przez niego powodował u mnie uśmiech. Zwykle około godziny 19 przysiadałam się do niego i długo rozmawiałam. W pewnym sensie znał on moją sytuację. Mimo iż nie wprost to wytłumaczyłam mu całą sytuację, on stwierdził, że moja przyjaciółka powinna jak najszybciej wycofać się z tego wszystkiego. Według niego jest wiele innych sposobów na zarobienie pewnej ilości pieniędzy. Jedynak sam też zauważył, że "moja koleżanka" jest już w bardzo trudnej sytuacji. Jej pracodawcy, czyli moi, mieli naprawdę ją w garści.
Uporczywie wypatrywałam mojego celu w oknie kafejki po czym zerkałam na zegarek. Była już około 16, a Joe dalej nie zawitał tutaj. Naprawdę spierdoliłam cały plan.
- Panienka czeka na tamtego chłopca, który codziennie u pani witał? - zapytał zainteresowany pan Harrison.
- Nie czekam..- zaczęłam się szybko tłumaczyć, ale widząc wyraz twarzy staruszka od razu wiedziałam, że nie miało to sensu. - Po prostu długo go nie widziałam, a zaprzyjaźniliśmy się. Martwię się. - odrzekłam, a on lekko uśmiechnął się pod nosem upijając łyk kawy.
- Właśnie tak zaczyna się miłość. Niby od zwykłej przyjaźni i częstych spotkań. Tęsknota wywołana kilkudniowym nie widzeniem się. - zaczął, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie, panie Harrison to naprawdę jedynie przyjaźń. Joe ma dziewczynę, a ja ledwo go znam by już obdarzać wielkimi uczuciami. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a moje ręce machinalnie zaczęły bawić się ścierką, którą zwykle wycierałam blaty.
- Wierzy panienka w przeznaczenie? - zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Moi rodzice poznali się dzięki przeznaczeniu. Ich los stykał ich drogi z dwadzieścia razy, aż mój tato poszedł 2 centymetry źle i trafił na moją rodzicielkę. Później przeznaczenie też dawało o sobie znać. Z opowiadań mojej mamy wynika, że spotykali się zwykle tego samego dnia co wpadli. Mój ojciec mieszkał wraz z rodzicami w Europie, a matka w Los Angeles. Mimo to, zawsze 27 lipca wpadali na siebie. Zawsze ich drogi się krzyżowały. - Jeżeli człowiek jest przeznaczony drugiemu to nie mają znaczenia lata, rasa, czas, kilometry, nic. Miłość wyskoczy niespodziewanie. - opowiedział, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. 78 letni staruszek miał racje. Zwykle zawsze. Mimo braku ukończenia szkoły, wiedział więcej o życiu niż niejeden uczony.
- Powinien pan zostać pisarzem panie Harrison, każda pana historia porywa za serce. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a staruszek jedynie skinął głową i wziął się za kończenie kawy, a ja za dalsze czyszczenie blatów i wyczekiwanie chłopaka.
Około godziny 20 mogłam już zamknąć kafejkę i udać się na przerwę, znów nie przyszedł. Chociaż miałam nadzieję, że zajdzie chociaż na kilka chwil. Zagada, a ja będę mogła naprawić to co zepsułam.
Wyjęłam klucze z torebki i zaczęłam zajmować się szukaniem odpowiedniego. Trzymanie wszystkiego na jednym breloczku było naprawdę złym pomysłem.
- Pomóc? - usłyszałam za plecami ciepły, zachrypnięty, męski głos. Przestraszyłam się go na sama myśl o różnych filmach i tym jak kończyły się te sytuacje. - Ej spokojnie nie bój się mnie. - powiedział widocznie zauważając nerwowość moich ruchów.
- Przepra..szam po prostu mam za dużo kluczy. - powiedziałam nerwowo drapiąc się po głowie w wyrazie zakłopotania. Dopiero teraz spojrzałam na mężczyznę. Musiałam przyznać, był niezwykle atrakcyjny. Jego brązowe włosy lekko na żelowane dobrze komponowały się z kilkudniowym zarostem i brązowymi oczami. Wyraźne rysy twarzy i lekki uśmiech powaliłyby na ziemie niejedna kobitę. Miał na sobie zwykłe jeansy i bluzkę koloru niebieskiego przykrytą płaszczem o kolorze czarnym. Pasującym idealnie do ciężkich butów o tym samym odcieniu. Mogłabym przysiąść, że w większej ciemności pomyliłabym go z moim celem.
- Daj pomogę. - powiedział zabierając ode mnie klucze, a do moich nozdrzy napłynął przyjazny zapach wody kolońskiej, który niestety psuł odór papierosów. Przyglądałam się mu i mimowolnie uśmiechałam pod nosem jak równie niezdarnie radził sobie z drzwiami.
- Witam kelnereczkę. - usłyszałam za sobą bardzo znajomy ton. Jednak przyszedł. Tylko troszkę w nie odpowiednim momencie. Obecność nieznajomego psuła cały mój plan naprawienia wszystkiego z Josephem. Przyznam przystojnego nieznajomego. Odwróciłam się do niego i zauważyłam zmianę. W końcu zgolił swój zarost i wyregulował brwi, które ja codziennie komentowałam w celu zdenerwowania go. Uśmiechnęłam się znów mimowolnie.
- Witam pana Josepha. - powiedziałam z uroczym uśmiechem, a wtedy zauważyłam, że wzrok Jonasa wędruje na mojego towarzysza.
- W końcu zamknąłem, panienka powinna mniej kluczy nosić. - powiedział rozbawiony nieznajomy machając breloczkiem ze stertą kluczy. Spojrzałam na niego z lekkim, nieśmiałym uśmiechem i wyciągnęłam rękę po kluczyki.
- Dziękuje....emmm - powiedziałam lekko zmieszana, gdyż nie znałam jego imienia.
- Derek. - odrzekł. - Derek Harrison. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- To ty jesteś wnukiem pana Harrisona? - zapytałam, a on pokiwał głową. Po czym spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- A ty tą panią od wyczekiwania na księcia. Alison? - zapytał, a ja wyraźnie się zarumieniłam. Jednak zauważyłam, że pomógł mi on trochę, gdyż Joseph spojrzał w moją stronę zainteresowany i uśmiechnął się najwyraźniej rozumiejąc, że chodzi właśnie o niego.
- Tak, dziękuje ci za pomoc. Mi zajęłoby to jakieś pół godziny. - powiedziałam chowając kluczyki do torby. - A Derek to jest Joe. Mój przyjaciel. - powiedziałam szybko pokazując na bruneta.
- Derek miło was poznać. - powiedział szybko nawet nie patrząc na Jonasa, ani Joe na niego. Obaj uporczywie patrzyli na mnie.
- Ciebie też. Derek przepraszam ale muszę iść, moja przyjaciółka czeka na mnie w domu. - powiedziałam, a mężczyzna skinął porozumiewawczo głową iż zrozumiał. - Jak będziesz chciał ze mną porozmawiać to przyjdź z dziadkiem do kawiarni, odwdzięczę się za tą pomoc.
- Dobrze, na pewno przyjdę. - powiedział z uśmiechem, odwrócił się i poszedł.
- Widzę, że spóźniłem się na pyszną kawę i lody czekoladowe. - powiedział ze zrezygnowaniem Joe, nie zważając na to co powiedziałam do Dereka.
- Mógł pan przyjść wcześniej panie Jonas. - powiedziałam do niego takim tonem, jakim zwykle mówiłam drocząc się z nim.
- Właśnie zauważyłem. - powiedział i spojrzał na mnie, a ja zerknęłam w mój telefon. 20 nieodebranych połączeń. 5 od Harry'ego, 5 od Miley i 10 od moich pracodawców. - Naprawdę się śpieszysz? Może ja przyjdę jutro.
- Nie.- odpowiedziałam szybko i spojrzałam na niego z uśmiechem. - Odprowadź mnie...jeżeli chcesz. - powiedziałam szybko, a on posłał mi uroczy uśmiech, a ja od razu wiedziałam, że się zgadza.
- Co to był za facet? - zapytał zainteresowany niczym zazdrosny chłopak, a ja skierowałam swoje spojrzenie na niego poprawiając na ramieniu torbę.
- Wnuczek mojego stałego klienta. Panna Harrisona, wiesz tego staruszka z boku. - wytłumaczyłam szybko, a chłopak zrobił pauze widocznie w celu przypomnienia sobie osobnika o którym mówiłam.
- Ten co co chwilę cię woła? - zapytał, a ja skinęłam głową, dotykając jego ramienia niby przypadkiem. Chciałam pokazać mu w jakiś delikatny sposób, że jestem nim zainteresowana.
- Już go nie lubię. - powiedział niby cicho, ale niewystarczająco bym nie usłyszała. Dobrze wiedziałam, że połknął haczyk, z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej chciałam uciec jak najdalej.
***
Jak widzicie akcja się rozwija. Dodałam nowego bohatera i macie go w zakładce :) Mam ferie, więc możecie się spodziewać rozdziałów na innych blogach. :) Jak myślicie Derek zepsuje trochę plan naszej Camili? Czy może pomoże? Liczę na komentarze i do napisania! Pozdrawiam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)